sobota, 9 lutego 2013

006.~ Zazdrość Zayn'a

(kilk w Zayn'usia ;D)

 - Muszę sobie znaleźć pracę – zagaiła w czasie wtorkowego obiadu Gemma. An spojrzała się na nią podejrzliwie, zmarszczyła brwi i podrapała się po nosie, po czym dokończywszy uprzednio zaczęty kęs posiłku powiedziała oskarżycielskim tonem:
  - Po co? Ne wystarczy ci kieszonkowe?
 - Pff - prychnęła krzyżując ręce na piersi – Akurat coś sobie kupię za dziesięć funtów miesięcznie – zauważyła.
 - Niby jakie ty masz wydatki? - zbulwersowała się matka, a wiej głosie można było wyczuć pogardę. Błądziła wzrokiem po twarzy swojej córki. Czy to miał być gest onieśmielający? Czy może po prostu postanowiła doszukać się w niej jakiegoś znaku, wyjaśnienia?
 - Akurat trochę dodatkowej kasy w naszym wieku, by się przydało – głos zabrał najmłodszy Style's, przyznając rację swojej siostrze. Odsunął od siebie pusty już talerz, a beżowy obrus, który leżał na tym stole zawsze, na zmianę z fioletowym, lekko się zmarszczył.
 - Z tobą na razie nie rozmawiam – An uciszyła syna ruchem dłoni – I mógłbyś sprzątnąć po sobie jak już zjadłeś – dodała oskarżycielskim tonem, typowym dla matki, wymownie spoglądając w stronę naczynia.

Harry westchnął i z niezadowoleniem odepchnął się nogami od podłogi, tym samy odsuwając krzesło na którym siedział, by wygodnie móc wstać od stołu. Zgarnął szybkim ruchem bałagan – jak to określiła jego mama - i z wielkim bólem ruszył w stronę kuchni.

 - Harry – zawoła żeńska część rodziny, siedząca obecnie przy stole, gdy tylko rozległ się dzwonek do drzwi.

Brunet z westchnieniem podążył posłusznie w kierunku, skąd dobiegał irytujący dźwięk. Z wielkim bólem wymalowanym na twarzy, a spowodowanym zapewne pesymistycznym myśleniem „że daje pomiatać się babom”, szarpnął za błyszczącą w niewyraźnym świetle dochodzącym z sąsiedniego pokoju klamkę.

Jego i tak zepsuty humor, zgorszył jeszcze bardziej widok szarmancko uśmiechniętego szatyna. Ostatnią rzeczą, którą teraz pragnął, były korepetycje z matematyki.

Harry nie znosił korepetycji. Zgadzał się na nie tylko dlatego, że według jego matki było to krok na przód, wykazanie jakiejkolwiek inicjatywy, by stawić czoło problemowi. An patrzyła na Grega wyjątkowo przychylnie. Tak bardzo jak bardzo może matka chcąca żeby jej dzieci wyszły na ludzi. A dziewiętnastoletni chłopak Danielle miał im w tym pomóc. I z takim przekonaniem przyjęła go w swoje skromne progi, częstując popołudniową herbatką i szarlotką z przydomowej cukierni.

Szesnastoletni Styles miał jednak nieco inne poglądy. Nie był on oczywiście doświadczonym przez życie rodzicem, muszącym troszczyć się o swoje dojrzewające pociechy, za to był utwierdzonym w swoich racjach nastolatkiem, szczerze nie lubiącym Grega. W prawdzie, nie mógł mu nic zarzucił, kierował się jedynie swoimi, zapewne mylnymi, obiekcjami i spostrzeżeniami. Ale czy to normalne, że w towarzystwie szatyna wszystko stawało się nagle dziwnie drętwe i nawet rodzona siostra ulatniała się w tempie natychmiastowym, skazując go na towarzystwo Grega. Harry wolałby samotnie ślęczeć nad podręcznikami, zgrabnie pomijając fakt, że tyle w nich teorii co smalcu w ulu.

 - Od czego zaczynamy młody? - zadał pytanie rzekomo przyjaznym głosem, siląc się na spokój (co nie wychodziło mu zbyt przekonująco, ponieważ gołym okiem było widać, że coś go mocno zirytowało) chłopak przyjaciółki Gemmy.

Dwójka młodych mężczyzn siedziała smętnie na beżowej kanapie ustawionej w samym środku obszernego salonu, jakby celowo zagradzając drogę przechodniom. Zapewne oboje chcieli by teraz być gdzie indziej, co można wywnioskować raczej prosto; wystarczyło jedno przelotne spojrzenie na ich miny wprost ociekające entuzjazmem, aby wydedukować, że zapału do pracy mieli tyle co nic, to znaczy zero.

 - Jutro mam sprawdzian z potęgowania* - wyznał szczerze, jednak na tyle cicho by krzątająca się po kuchni An nie usłyszała załamującej prawdy z ust własnego syna.

Szatyn siedzący obok Harry'ego kiwnął tylko ze zrozumieniem głowąi zacierając ręce sięgnął po ten przeklęty podręcznik.

*

Gemma wyszła niemal od razu, gdy dowiedziała się że próg ich domu przekroczyła stopa intruza. Czy lubiła Greg'a? Odpowiedź była prosta. Przecież nie bez powodu opuszczała błyskawicznie wynajdowała sobie jakieś nowe powody, do wyjścia na miasto, gdy tylko nadszedł dzień korepetycji.

Grudzień z pewnością nie był jej ulubioną porą roku. Grube kurtki, w których ledwo co człowiek mógł się ruszać, tony szalików, rękawiczek i czapek potwornie elektryzujących włosy oraz ciężkie kozaki. Nie, to nie była jej bajka.

W przypływie spontaniczności brunetka odjęła decyzję. Kierunek: centrum.

*

 - Zayn! Jakaś ślicznotka do ciebie – obwieściła z uśmiechem brunetka, wciskając swoją niewielką głowę przez uchylone drzwi, do pokoju brata.

Zayn nie prędko zdecydował skierować swój smętny wzrok w miejsce, gdzie jego kraina miała granice z rzeczywistością, ale kiedy już to zrobił, nie dostrzegł nic, a co ważniejsze nikogo, nowego. Tylko stosik brudnych skarpetek i porozrzucane po całym pokoju, zgniecione w niedbałe kulki, kartki. Mówiąc ściślej – nieudane, przynajmniej w mniemaniu ich autora, szkice.

Z rezygnacją odchylił ciążącą mu na karku głowę leciutko w tył i mętnym wzrokiem spojrzał w biel sufitu. Podciągnął kolana mocniej pod brodę, poprawiając się uprzednio na szerokim parapecie, po czym, będąc w przekonaniu, że jego siostra po prostu sypnęła inteligentnym żartem w jego stronę, oparł skroń o lodowatą szybę tak, że przeszył go nieprzyjemny (a może przyjemny?) dreszcz.

W takiej pozie zastała go uśmiechnięta aczkolwiek lekko speszona blondynka. Może i nie była za wysoka, ale nadrabiała to kozakami na obcasach i, rzecz jasna, urodą. Spojrzała swoim oczyma, niczym dwa niebieskie kryształki, na postać nieruchomą postać chłopaka i powiedziała nadzwyczaj cichym i słabym głosem, jakby nie chciała go obudzić, choć przecież nie spał:
 - Cześć Zayn.

Brunet momentalnie zwrócił twarz w stronę Perrie, jakby z lekka przestraszony i z nikłym uśmiechem na ustach zsunął się z parapetu, stając w całej swej okazałości, obiema stopami, na jasnych panelach. Trochę nieudolnie, aczkolwiek skutecznie, próbował zasłonić własnym ciałem jeden z jego ostatnich szkiców, po czym odpowiedział równie cicho, na jej przywitanie.

Sam Zayn nie uważał, by owy szkic był szczególnie udany. Uważał za to, że czegoś mu brakowało, jakiejś niespotykanej magii. Uważał też, że jak bardzo by się ie starał, nigdy nie uda mu się narysować jej tak perfekcyjnie. Oryginał powiem był jedyny w swoim rodzaju, idealny. Perri była dla niego ideałem.

 - Wyświadczysz mi przysługę? - zapytała w końcu dziewczyna, pokonując z oporem dzielącą ich odległość, odsuwając co rusz stopą jakąś skarpetkę leżącą jej na drodze.
 - Zależy – zaczął ze zwykłą u siebie pewnością siebie Zayn, potęgowaną faktem iż był u siebie -co to ma być za przysługa.
 - Chciałam iść na zakupy – wyznała szybko i spojrzała w okno, przygryzając lekko dolną wargę.
 - I po cholerę ci tam ja?
 - Chciałam kupić prezent dla mojego chłopaka i pomyślałam, że mógłbyś pomóc mi wybrać – blondynka błądziła niespokojnym wzrokiem po szybie, na której widniało mnóstwo odcisków dłoni, czy palców.
 - Aha – burknął elokwentnie Malik i wsadził swoje pokaźnych rozmiarów dłonie w kieszenie przetartych jeansów, spuszczając głowę w dół, jakby chcąc ulżyć swojemu karku.
 - Pomożesz? - zapytała z misternie krytą nadzieją Perrie.

Chłopak podrapał się po rodzie i rozejrzał niespokojnie po pokoju, w nadziei, że znajdzie jeszcze tu jakiś ratunek. Za późno. Car rzucony przez dziewczynę zaczął już działać, a Zayn nie potrafił jej odmówić. Cóż to za przekleństwo! On naprawdę nie miał ochoty szukać z obiektem jego cichych westchnień prezentu. W dodatku dla jej chłopaka! Pfff...
 - Zgoda – wymamrotał przez zaciśnięte powieki, z lekką nutką goryczy w głosie.

*

Blondynka skrzywiła się lekko, co miało być oznaką niezadowolenia na widok rozpadających się butów chłopaka.
 - Zajdziemy jeszcze do obuwniczego – mruknęła i otworzyła przed Zayn'em frontowe drzwi jego mieszkania. Brunet pożegnał się z rodziną głośnym okrzykiem „Wychodzę” i znalazł się razem z Perrie na ciasnej klatce schodowej.

Z głośnym stukotem para zbiegła na dół, gdzie uderzył w ich twarze mroźny podmuch zimnego wiatru. Była zima. Taka londyńska zima inna od tych,jakie dzieci oglądają na filmach czy w bajkach. Tu rzadko padał śnieg, a kiedy już to się stało, londyńczycy byli załamani swoim brakiem przygotowania na to. Oczywiście odwrotnie niż dzieci.

*

Całe mnóstwo sklepów. Zayn miał już dość i kiedy niska blondynka oznajmiła, że został już tylko jeden sklep do którego ma zamiar zajrzeć, odetchnął z wyraźną ulgą. Głowił się biedaczek, dlaczego w ogóle zgodził się na te babskie zakupy.

 - Cześć – powiedziała mijając dwójkę brunetka. Przywitanie było raczej skierowane do chłopaka wyłącznie z grzeczności, a Malik postanowił to wykorzystać.

 - O cześć Gemma! - zawołał radośnie. Dziewczyna zatrzymała się zdziwiona niezwykle entuzjastycznym tonem chłopaka i odwróciła się do niego na pięcie. Powoli i jakby nie pewnie, aczkolwiek bardzo wdzięcznie.

Zayn uśmiechnął się najlepiej jak potrafił. Nie był to do końca szczery uśmiech; krył w sobie coś tajemniczego. A to z tego powodu, że w nastoletniej głowie chłopaka zrodził się plan. Nie do końca przemyślany. Nie do końca rozsądny. Zwykły, spontaniczny plan.
-Schudłaś – przyznał z nieokreślonym wyrazem twarzy, nie świadom, że mówi całkowitą prawdę.

Niegdyś pucałowate, teraz lekko zapadnięte policzki gemmy oblały się najczerwieńszym z rumieńców. Dziewczyna spojrzała ukradkiem na Perrie, również czerwoną, bynajmniej nie z zimna.

 - Nie wiem, czy mam to odebrać jako komplement – zaśmiała się lekko, nie mogąc powstrzymać się od ukradkowych spojrzeń w kierunku blondynki.
Zayn również zaśmiał się lekko i zrobił najbardziej szelmowską miną, jaką w całym swoim nie długim życiu mia okazję zrobić po czym pożegnał się ze znajomą i czym prędzej odszedł ciągnąc za sobą gotującą się Perrie.

Oczywiście blondynka próbowała to ukryć, ale nie była dobrą aktorką.



7 komentarzy:

  1. heuhe świetny rozdział :) Zayn zazdrosny ;p No tak ;p Chociaż końcówka inaczej wskazywała xd Perrie najwidoczniej też :) Ja bym tam na jego miejsca nie poszła, bo z zazdrości nie dałabym rady, ale najwyraźniej Malik jest świetnym aktorem :) Bardzo mi się podoba :) Rozdział jest świetny ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny, genialny i szczerze nie wiem co jeszcze powiedzieć! Pokochałam to opowiadanie, po prostu pokochałam! Od samego początku było dla mnie lekko nie do ogarnięcia, ale z czasem wszystko zaczęło się kleić i jest ewidentnie genialne! Zastanawia mnie tylko, dlaczego Gemma unika tak Grega i co on takiego kryje? Część o Zaynie i Pezz świetna! Niewiarygodnie opisujesz to wszystko, co czują i każda sytuacja jest perfekcyjna! Czekam na kolejny! Dawaj go mi tu szybko, bo serio mnie zaintrygowało! :>

    OdpowiedzUsuń
  3. Ochhh, ten Malik <3
    Rozdział wspaniały. Jednakże więcej i więcej ich poproszę!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział! ;)
    I ta akcja z Malikiem! ;P
    Podoba mi się, nawet bardzo ;)
    Czekam na nn :3

    OdpowiedzUsuń
  5. hahahaha boskie po prostu boskie :D
    czekam na nexta ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział zajebisty : )
    Ja też na pewno bym nie poszła z Perrie, gdybym była na miejscu Zayna. Rozryczałabym się na środku sklepu xD
    Najpierw Zayn zazdrosny, a potem Perrie. Wiesz, że ja mam naprawdę chorą wyobraźnię? Użyłaś wyrażenia "gotująca się Perrie" i wyobraziłam ją sobie w garnku xD Chyba muszę wybrać się do psychiatry xD
    Czekam z niecierpliwością na nexta : )
    one-direction-wonderful-story.blogspot.com
    kimberly-gabrielle-and-one-direction.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Matko, ale zawodowo piszesz.,
    Rozdział świetny... tak jak każdy z resztą;)
    Czekam na następny.,
    Pozdrawiam ;***

    OdpowiedzUsuń