(kilk w Zayn'usia ;D)
- Muszę
sobie znaleźć pracę – zagaiła w czasie wtorkowego obiadu Gemma.
An spojrzała się na nią podejrzliwie, zmarszczyła brwi i
podrapała się po nosie, po czym dokończywszy uprzednio zaczęty
kęs posiłku powiedziała oskarżycielskim tonem:
- Po
co? Ne wystarczy ci kieszonkowe?
- Pff
- prychnęła krzyżując ręce na piersi – Akurat coś sobie kupię
za dziesięć funtów miesięcznie – zauważyła.
- Niby
jakie ty masz wydatki? - zbulwersowała się matka, a wiej głosie
można było wyczuć pogardę. Błądziła wzrokiem po twarzy swojej
córki. Czy to miał być gest onieśmielający? Czy może po prostu
postanowiła doszukać się w niej jakiegoś znaku, wyjaśnienia?
- Akurat
trochę dodatkowej kasy w naszym wieku, by się przydało – głos
zabrał najmłodszy Style's, przyznając rację swojej siostrze.
Odsunął od siebie pusty już talerz, a beżowy obrus, który leżał
na tym stole zawsze, na zmianę z fioletowym, lekko się zmarszczył.
- Z
tobą na razie nie rozmawiam – An uciszyła syna ruchem dłoni –
I mógłbyś sprzątnąć po sobie jak już zjadłeś – dodała
oskarżycielskim tonem, typowym dla matki, wymownie spoglądając w
stronę naczynia.
Harry
westchnął i z niezadowoleniem odepchnął się nogami od podłogi,
tym samy odsuwając krzesło na którym siedział, by wygodnie móc
wstać od stołu. Zgarnął szybkim ruchem bałagan – jak to
określiła jego mama - i z wielkim bólem ruszył w stronę kuchni.
- Harry
– zawoła żeńska część rodziny, siedząca obecnie przy stole,
gdy tylko rozległ się dzwonek do drzwi.
Brunet
z westchnieniem podążył posłusznie w kierunku, skąd dobiegał
irytujący dźwięk. Z wielkim bólem wymalowanym na twarzy, a
spowodowanym zapewne pesymistycznym myśleniem „że daje
pomiatać się babom”, szarpnął za błyszczącą w
niewyraźnym świetle dochodzącym z sąsiedniego pokoju klamkę.
Jego
i tak zepsuty humor, zgorszył jeszcze bardziej widok szarmancko
uśmiechniętego szatyna. Ostatnią rzeczą, którą teraz pragnął,
były korepetycje z matematyki.
Harry
nie znosił korepetycji. Zgadzał się na nie tylko dlatego, że
według jego matki było to krok na przód, wykazanie jakiejkolwiek
inicjatywy, by stawić czoło problemowi. An patrzyła na Grega
wyjątkowo przychylnie. Tak bardzo jak bardzo może matka chcąca
żeby jej dzieci wyszły na ludzi. A dziewiętnastoletni chłopak
Danielle miał im w tym pomóc. I z takim przekonaniem przyjęła go
w swoje skromne progi, częstując popołudniową herbatką i
szarlotką z przydomowej cukierni.
Szesnastoletni
Styles miał jednak nieco inne poglądy. Nie był on oczywiście
doświadczonym przez życie rodzicem, muszącym troszczyć się o
swoje dojrzewające pociechy, za to był utwierdzonym w swoich
racjach nastolatkiem, szczerze nie lubiącym Grega. W prawdzie, nie
mógł mu nic zarzucił, kierował się jedynie swoimi, zapewne
mylnymi, obiekcjami i spostrzeżeniami. Ale czy to normalne, że w
towarzystwie szatyna wszystko stawało się nagle dziwnie drętwe i
nawet rodzona siostra ulatniała się w tempie natychmiastowym,
skazując go na towarzystwo Grega. Harry wolałby samotnie ślęczeć
nad podręcznikami, zgrabnie pomijając fakt, że tyle w nich teorii
co smalcu w ulu.
- Od
czego zaczynamy młody? - zadał pytanie rzekomo przyjaznym głosem,
siląc się na spokój (co nie wychodziło mu zbyt przekonująco,
ponieważ gołym okiem było widać, że coś go mocno zirytowało)
chłopak przyjaciółki Gemmy.
Dwójka
młodych mężczyzn siedziała smętnie na beżowej kanapie
ustawionej w samym środku obszernego salonu, jakby celowo
zagradzając drogę przechodniom. Zapewne oboje chcieli by teraz być
gdzie indziej, co można wywnioskować raczej prosto; wystarczyło
jedno przelotne spojrzenie na ich miny wprost ociekające
entuzjazmem, aby wydedukować, że zapału do pracy mieli tyle co
nic, to znaczy zero.
- Jutro
mam sprawdzian z potęgowania* - wyznał szczerze, jednak na tyle
cicho by krzątająca się po kuchni An nie usłyszała załamującej
prawdy z ust własnego syna.
Szatyn
siedzący obok Harry'ego kiwnął tylko ze zrozumieniem głowąi
zacierając ręce sięgnął po ten przeklęty podręcznik.
*
Gemma
wyszła niemal od razu, gdy dowiedziała się że próg ich domu
przekroczyła stopa intruza. Czy lubiła Greg'a? Odpowiedź była
prosta. Przecież nie bez powodu opuszczała błyskawicznie
wynajdowała sobie jakieś nowe powody, do wyjścia na miasto, gdy
tylko nadszedł dzień korepetycji.
Grudzień
z pewnością nie był jej ulubioną porą roku. Grube kurtki, w
których ledwo co człowiek mógł się ruszać, tony szalików,
rękawiczek i czapek potwornie elektryzujących włosy oraz ciężkie
kozaki. Nie, to nie była jej bajka.
W
przypływie spontaniczności brunetka odjęła decyzję. Kierunek:
centrum.
*
- Zayn!
Jakaś ślicznotka do ciebie – obwieściła z uśmiechem brunetka,
wciskając swoją niewielką głowę przez uchylone drzwi, do pokoju
brata.
Zayn
nie prędko zdecydował skierować swój smętny wzrok w miejsce,
gdzie jego kraina miała granice z rzeczywistością, ale kiedy już
to zrobił, nie dostrzegł nic, a co ważniejsze nikogo, nowego.
Tylko stosik brudnych skarpetek i porozrzucane po całym pokoju,
zgniecione w niedbałe kulki, kartki. Mówiąc ściślej –
nieudane, przynajmniej w mniemaniu ich autora, szkice.
Z
rezygnacją odchylił ciążącą mu na karku głowę leciutko w tył
i mętnym wzrokiem spojrzał w biel sufitu. Podciągnął kolana
mocniej pod brodę, poprawiając się uprzednio na szerokim
parapecie, po czym, będąc w przekonaniu, że jego siostra po prostu
sypnęła inteligentnym żartem w jego stronę, oparł skroń o
lodowatą szybę tak, że przeszył go nieprzyjemny (a może
przyjemny?) dreszcz.
W
takiej pozie zastała go uśmiechnięta aczkolwiek lekko speszona
blondynka. Może i nie była za wysoka, ale nadrabiała to kozakami
na obcasach i, rzecz jasna, urodą. Spojrzała swoim oczyma, niczym
dwa niebieskie kryształki, na postać nieruchomą postać chłopaka
i powiedziała nadzwyczaj cichym i słabym głosem, jakby nie chciała
go obudzić, choć przecież nie spał:
- Cześć
Zayn.
Brunet
momentalnie zwrócił twarz w stronę Perrie, jakby z lekka
przestraszony i z nikłym uśmiechem na ustach zsunął się z
parapetu, stając w całej swej okazałości, obiema stopami, na
jasnych panelach. Trochę nieudolnie, aczkolwiek skutecznie, próbował
zasłonić własnym ciałem jeden z jego ostatnich szkiców, po czym
odpowiedział równie cicho, na jej przywitanie.
Sam
Zayn nie uważał, by owy szkic był szczególnie udany. Uważał za
to, że czegoś mu brakowało, jakiejś niespotykanej magii. Uważał
też, że jak bardzo by się ie starał, nigdy nie uda mu się
narysować jej tak perfekcyjnie. Oryginał powiem był jedyny w swoim
rodzaju, idealny. Perri była dla niego ideałem.
- Wyświadczysz
mi przysługę? - zapytała w końcu dziewczyna, pokonując z oporem
dzielącą ich odległość, odsuwając co rusz stopą jakąś
skarpetkę leżącą jej na drodze.
- Zależy – zaczął ze
zwykłą u siebie pewnością siebie Zayn, potęgowaną faktem iż
był u siebie -co to ma być za przysługa.
- Chciałam iść na
zakupy – wyznała szybko i spojrzała w okno, przygryzając lekko
dolną wargę.
- I po cholerę ci tam ja?
- Chciałam kupić prezent
dla mojego chłopaka i pomyślałam, że mógłbyś pomóc mi wybrać
– blondynka błądziła niespokojnym wzrokiem po szybie, na której
widniało mnóstwo odcisków dłoni, czy palców.
- Aha – burknął
elokwentnie Malik i wsadził swoje pokaźnych rozmiarów dłonie w
kieszenie przetartych jeansów, spuszczając głowę w dół, jakby
chcąc ulżyć swojemu karku.
- Pomożesz?
- zapytała z misternie krytą nadzieją Perrie.
Chłopak
podrapał się po rodzie i rozejrzał niespokojnie po pokoju, w
nadziei, że znajdzie jeszcze tu jakiś ratunek. Za późno. Car
rzucony przez dziewczynę zaczął już działać, a Zayn nie
potrafił jej odmówić. Cóż to za przekleństwo! On naprawdę nie
miał ochoty szukać z obiektem jego cichych westchnień prezentu. W
dodatku dla jej chłopaka! Pfff...
- Zgoda
– wymamrotał przez zaciśnięte powieki, z lekką nutką goryczy w
głosie.
*
Blondynka
skrzywiła się lekko, co miało być oznaką niezadowolenia na widok
rozpadających się butów chłopaka.
- Zajdziemy
jeszcze do obuwniczego – mruknęła i otworzyła przed Zayn'em
frontowe drzwi jego mieszkania. Brunet pożegnał się z rodziną
głośnym okrzykiem „Wychodzę” i znalazł się razem z Perrie na
ciasnej klatce schodowej.
Z
głośnym stukotem para zbiegła na dół, gdzie uderzył w ich
twarze mroźny podmuch zimnego wiatru. Była zima. Taka londyńska
zima inna od tych,jakie dzieci oglądają na filmach czy w bajkach.
Tu rzadko padał śnieg, a kiedy już to się stało, londyńczycy
byli załamani swoim brakiem przygotowania na to. Oczywiście
odwrotnie niż dzieci.
*
Całe
mnóstwo sklepów. Zayn miał już dość i kiedy niska blondynka
oznajmiła, że został już tylko jeden sklep do którego ma zamiar
zajrzeć, odetchnął z wyraźną ulgą. Głowił się biedaczek,
dlaczego w ogóle zgodził się na te babskie zakupy.
- Cześć
– powiedziała mijając dwójkę brunetka. Przywitanie było raczej
skierowane do chłopaka wyłącznie z grzeczności, a Malik
postanowił to wykorzystać.
- O
cześć Gemma! - zawołał radośnie. Dziewczyna zatrzymała się
zdziwiona niezwykle entuzjastycznym tonem chłopaka i odwróciła się
do niego na pięcie. Powoli i jakby nie pewnie, aczkolwiek bardzo
wdzięcznie.
Zayn
uśmiechnął się najlepiej jak potrafił. Nie był to do końca
szczery uśmiech; krył w sobie coś tajemniczego. A to z tego
powodu, że w nastoletniej głowie chłopaka zrodził się plan. Nie
do końca przemyślany. Nie do końca rozsądny. Zwykły,
spontaniczny plan.
-Schudłaś
– przyznał z nieokreślonym wyrazem twarzy, nie świadom, że mówi
całkowitą prawdę.
Niegdyś
pucałowate, teraz lekko zapadnięte policzki gemmy oblały się
najczerwieńszym z rumieńców. Dziewczyna spojrzała ukradkiem na
Perrie, również czerwoną, bynajmniej nie z zimna.
- Nie
wiem, czy mam to odebrać jako komplement – zaśmiała się lekko,
nie mogąc powstrzymać się od ukradkowych spojrzeń w kierunku
blondynki.
Zayn
również zaśmiał się lekko i zrobił najbardziej szelmowską
miną, jaką w całym swoim nie długim życiu mia okazję zrobić po
czym pożegnał się ze znajomą i czym prędzej odszedł ciągnąc
za sobą gotującą się Perrie.
Oczywiście
blondynka próbowała to ukryć, ale nie była dobrą aktorką.
heuhe świetny rozdział :) Zayn zazdrosny ;p No tak ;p Chociaż końcówka inaczej wskazywała xd Perrie najwidoczniej też :) Ja bym tam na jego miejsca nie poszła, bo z zazdrości nie dałabym rady, ale najwyraźniej Malik jest świetnym aktorem :) Bardzo mi się podoba :) Rozdział jest świetny ;p
OdpowiedzUsuńŚwietny, genialny i szczerze nie wiem co jeszcze powiedzieć! Pokochałam to opowiadanie, po prostu pokochałam! Od samego początku było dla mnie lekko nie do ogarnięcia, ale z czasem wszystko zaczęło się kleić i jest ewidentnie genialne! Zastanawia mnie tylko, dlaczego Gemma unika tak Grega i co on takiego kryje? Część o Zaynie i Pezz świetna! Niewiarygodnie opisujesz to wszystko, co czują i każda sytuacja jest perfekcyjna! Czekam na kolejny! Dawaj go mi tu szybko, bo serio mnie zaintrygowało! :>
OdpowiedzUsuńOchhh, ten Malik <3
OdpowiedzUsuńRozdział wspaniały. Jednakże więcej i więcej ich poproszę!!
Świetny rozdział! ;)
OdpowiedzUsuńI ta akcja z Malikiem! ;P
Podoba mi się, nawet bardzo ;)
Czekam na nn :3
hahahaha boskie po prostu boskie :D
OdpowiedzUsuńczekam na nexta ♥
Rozdział zajebisty : )
OdpowiedzUsuńJa też na pewno bym nie poszła z Perrie, gdybym była na miejscu Zayna. Rozryczałabym się na środku sklepu xD
Najpierw Zayn zazdrosny, a potem Perrie. Wiesz, że ja mam naprawdę chorą wyobraźnię? Użyłaś wyrażenia "gotująca się Perrie" i wyobraziłam ją sobie w garnku xD Chyba muszę wybrać się do psychiatry xD
Czekam z niecierpliwością na nexta : )
one-direction-wonderful-story.blogspot.com
kimberly-gabrielle-and-one-direction.blogspot.com
Matko, ale zawodowo piszesz.,
OdpowiedzUsuńRozdział świetny... tak jak każdy z resztą;)
Czekam na następny.,
Pozdrawiam ;***