Witajcie Dziubki! :**
Przepraszam, że tak długo mnie nie było.
Bolesna rutyna rzeczywistości mnie dopadła, ot co!
Ale już jestem, cieszycie się?
A teraz, nie przedłużając moim bezsensownym ględzeniem, zapraszam was na rozdział, który nie bez powodu przyjął zgrabną nazwę GENEZA. ;**
Kocham, Kisiel Zuuz (zulcia112)
Passenger - Circles |
(klik w obrazek ;))
Danielle
stanęła przed frontowymi drzwiami domu Styles'ów. Ledwo wystawiła
rękę, by nacisnąć dzwonek do drzwi, pojawiła się przed nią w całej
swej okazałości Anne. Miała na sobie czarną, skórzaną kurtkę i
kozaki, co świadczyło o tym, że wychodziła.
-O! - zdziwiła się, bo właśnie miała zamiar udać się do pracy – Cześć Dan!-Dzień dobry, pani – powiedziała jak zwykle grzecznie brunetka – Przyszłam zobaczyć się ostatni raz przed przerwą świąteczną z Gemmą – uśmiechnęła się uroczo.-Ja wychodzę, ale Gemma jest na górze. Proszę, wejdź, tylko nie hałasujcie za bardzo, bo Harry chyba śpi, ma gorączkę, moje biedactwo – odwzajemniła uśmiech, a po chwili dodała – O! I przyszedł Greg.Po czym udała się do swojego samochodu.
Długie, zimne palce chłopaka zacisnęły się teraz – dla odmiany – na nadgarstku Harry'ego i trzymały go tak mocno jakby od tego zależało ich życie. Próbując wyrwać się ze sztywnego uścisku, Harry nie spostrzegł nawet, że duże acz przekrwione, szaroniebieskie oczy wpatrują się w niego uparcie.Pewnym, zupełnie nie pasującym do kogoś, kto dopiero co się przebudził, wzrokiem świdrowały jego strudzoną twarz, na której iskrzyły się w wyblakłym, rodem ze starej fotografii w sepii, świetle malutkie kropelki potu.-The greater is the struggle, the more glorious is the triumph*, Harry – wychrypiał chłopak, a jego powieki opadły cieżko, zamykając na zawsze niebieskie oczy.Harry wyrwał rękę z łatwością. Powoli doszło do niego, co własnie się stało. Cofnął sie gwałtownie do tyłu i...
Może nie byłoby to tak straszne pprzezyce, gdyby nie to, czego się dowiedział...
Chłopak miał na imię Steave. Wszyscy, którzy chodzili już do owej londyńskiej szkoły na przedmieściach wiedzieli, że ćpał. Mało tego! Był uważany za największego narkomana w szkole, o ile nie w mieście! Ale od jakiegoś czasu Stave nie chciał już słuchac o narkotykach. Wściekał się. Budził grozę, ale jednocześnie i podziw.
Podobno – jak twierdzili jego najbliśsi przyjaciele, od których zreztą również odsunął się, ostatnimi czasy – chciał zerwać z nałogie. Odnaleźćw końcu właściwą drogę w życiu. Naprostować się. Zerwać z przeszłością. To były jedynie domysły. Jednak najbardziej prawdopodobne.
Kto już raz zaczął, temu trudno będzie na dobre z tym skończyć.
Ci sami przyjaciele twierdzili również, że mu się udało, jak sądzili. Znowu zacząłsię uśmiechać, a jego lada twarz nabrała nikłych rumieńców. Jednak ne nadługo. Po jakimś czasie nałóg wrócił. Ale to tylko domysły.
A potem Harry znalazł go w toalecie. Nieporadnego, wyglądającego gorzej niż przysłowiowe siedem nieszczęść i... ledwo żyjącego.
Umarł.
Nie udało się go uratować.
W jego kieszeni lekarze znaleźli list, jeśli można tak nazwać kawałek kartki w kratkę na której starannym, acz lekko rozchwianym pismem z kilku liter ktoś utworzył zdanię:
The greater is the struggle, the more glorious is the triumph
PODOBNO było to motto Steava, które, jak twerdzili jego przyjaciele, miało potwierdzać wszystkie ich domysły. Podobno...
Ale tego nie dowiemy się nigdy. Stave nie żyje. A może dopiero zaczęło ię dla niego prawdziwe życie?...
A Harry nigdy nie zapomni jego rąk tak starannie ozdobionych bliznami w okolicach zgięcia w łokciu oraz obdrabanych do krwi łydek**...
Nagle zaschnęło mu w gardle. Z okropnym mozołem podniósł się z podłogi, na której nawiasem mówiąc było mu całkiem dobrze i chwiejnym krokiem skierował sie do drzwi od jeo pokoju, a następnie w kierunku schodów prowadzących na dół i do kuchni.
Kiedy już miał przekroczyć ostatni schodek, kurczowo trzymając się poręczy, gdyż nadal kręcił mu sie w głowie, poczuł jakiś ogromny ciężar napierający na jego plecy, a już po chwili leżał z twarzą na podłodze. Przekręcił się z jękiem na plecy i stwierdził, że wpatruje się w niego para czekoladowych tęczówek. Tęczówek przepełnionych ogromnym bólem, niemal żalem, w których malowało się rozdarcie, przepaść. Wystarczyło tylko w ne spojrzeć...
Dan zbliżyła się do leżącego na podłodze chłopaka wyciagając ku niemu dłoń, ale w ostatniej chwili cofnęła ją, podnosząc sę z kucek i pobiegła do drzwi.
-O! - zdziwiła się, bo właśnie miała zamiar udać się do pracy – Cześć Dan!-Dzień dobry, pani – powiedziała jak zwykle grzecznie brunetka – Przyszłam zobaczyć się ostatni raz przed przerwą świąteczną z Gemmą – uśmiechnęła się uroczo.-Ja wychodzę, ale Gemma jest na górze. Proszę, wejdź, tylko nie hałasujcie za bardzo, bo Harry chyba śpi, ma gorączkę, moje biedactwo – odwzajemniła uśmiech, a po chwili dodała – O! I przyszedł Greg.Po czym udała się do swojego samochodu.
♫
Strach
i jednocześnie ciekawość. Biel kafelków, taka niedobra,
przytłaczająca biel, robiła sę coraz bardziej brudna, żółtawa.
Okno, które dosłownie przed chwilą wydawało się takie bliskie,
teraz sprawiało wrażenie jakby z innego, odległego światu. Brunet
zrobił krok.Otwarte
drzwi toalety zatrzasnęły się za nim z łoskotem, aż nie mógł
się powstrzymać, by za siebie spojrzeć. Były tam. Takie same jak
kiedy przez nie przechodził, a jednak inne. Zamknięte...Jako
cel obrał sobie okno. Tam czekało na niego zbawienie, spokój...
Przynajmniej tak sobie wmawiał. Zrobił kolejny krok.Koniuszkiem
buta natknął się na przeszkodę. Spojrzał w dół i momentalnie
odskoczył.Chłopak.
Blady jak paper, z brudnymi blond włosami rozlanymi w strąkach po
podłodze.Nie żyje.Pomyślał
Harry, mimo to kucnął, a jego kolano musnęło sztywny bok
chłopaka. Ciało Harry'ego przeszył lodowaty dreszcz, niemal tak nie
przyjemny, jak zanurzenie się w jeziorze w środku mroźnej zimy.
Drżącymi rękoma sięgnął po nadgarstek blondyna.Puls. Jest puls! Żyje!
On żyje!Jednak
radość szesnastolatka nie trwała długo. Przekonawszy się, że
człowiek leżący u jego stóp wciąż żyje – żyje i trzeba jak
najszybciej sprowadzić pomoc, by te życie nie wygasło nagle,niczym
przepalona, nikomu już nie potrzebna żarówka, chciał cofnąć
rękę. Nie mógł.Długie, zimne palce chłopaka zacisnęły się teraz – dla odmiany – na nadgarstku Harry'ego i trzymały go tak mocno jakby od tego zależało ich życie. Próbując wyrwać się ze sztywnego uścisku, Harry nie spostrzegł nawet, że duże acz przekrwione, szaroniebieskie oczy wpatrują się w niego uparcie.Pewnym, zupełnie nie pasującym do kogoś, kto dopiero co się przebudził, wzrokiem świdrowały jego strudzoną twarz, na której iskrzyły się w wyblakłym, rodem ze starej fotografii w sepii, świetle malutkie kropelki potu.-The greater is the struggle, the more glorious is the triumph*, Harry – wychrypiał chłopak, a jego powieki opadły cieżko, zamykając na zawsze niebieskie oczy.Harry wyrwał rękę z łatwością. Powoli doszło do niego, co własnie się stało. Cofnął sie gwałtownie do tyłu i...
*
...
I wylądował z hukiem na podłodze. Z jękiem złapał sie prwą
ręką za czoło, które pulsowało w rytm jakiejś budzącej zgrozę
melodi. Z pewnością nie był to najgorszy ból, jakiego chłopak
dotychczas doświadczył, ale w tej oto chwili nie był w stanie
wyobrazić sobie nic gorszego. W dodatku ten cholerny sen...Pierwszy
raz przyśnił musię Steave... Oczywiście nie pierwszy raz o nim
rozmyślał. O nie. Obraz leżącego na zimnych, martwych kafelkach
nieprzytomnego chłopaka w męskiej toalecie znajdującej się na
parterze. To było coś węcej, niż zwykły wstrząs. Harry od tego
czasu nie chodził juz do toalety na parterze...W ogóle nie chodził
do toalety w szkole.Może nie byłoby to tak straszne pprzezyce, gdyby nie to, czego się dowiedział...
Chłopak miał na imię Steave. Wszyscy, którzy chodzili już do owej londyńskiej szkoły na przedmieściach wiedzieli, że ćpał. Mało tego! Był uważany za największego narkomana w szkole, o ile nie w mieście! Ale od jakiegoś czasu Stave nie chciał już słuchac o narkotykach. Wściekał się. Budził grozę, ale jednocześnie i podziw.
Podobno – jak twierdzili jego najbliśsi przyjaciele, od których zreztą również odsunął się, ostatnimi czasy – chciał zerwać z nałogie. Odnaleźćw końcu właściwą drogę w życiu. Naprostować się. Zerwać z przeszłością. To były jedynie domysły. Jednak najbardziej prawdopodobne.
Kto już raz zaczął, temu trudno będzie na dobre z tym skończyć.
Ci sami przyjaciele twierdzili również, że mu się udało, jak sądzili. Znowu zacząłsię uśmiechać, a jego lada twarz nabrała nikłych rumieńców. Jednak ne nadługo. Po jakimś czasie nałóg wrócił. Ale to tylko domysły.
A potem Harry znalazł go w toalecie. Nieporadnego, wyglądającego gorzej niż przysłowiowe siedem nieszczęść i... ledwo żyjącego.
Umarł.
Nie udało się go uratować.
W jego kieszeni lekarze znaleźli list, jeśli można tak nazwać kawałek kartki w kratkę na której starannym, acz lekko rozchwianym pismem z kilku liter ktoś utworzył zdanię:
The greater is the struggle, the more glorious is the triumph
PODOBNO było to motto Steava, które, jak twerdzili jego przyjaciele, miało potwierdzać wszystkie ich domysły. Podobno...
Ale tego nie dowiemy się nigdy. Stave nie żyje. A może dopiero zaczęło ię dla niego prawdziwe życie?...
A Harry nigdy nie zapomni jego rąk tak starannie ozdobionych bliznami w okolicach zgięcia w łokciu oraz obdrabanych do krwi łydek**...
Nagle zaschnęło mu w gardle. Z okropnym mozołem podniósł się z podłogi, na której nawiasem mówiąc było mu całkiem dobrze i chwiejnym krokiem skierował sie do drzwi od jeo pokoju, a następnie w kierunku schodów prowadzących na dół i do kuchni.
Kiedy już miał przekroczyć ostatni schodek, kurczowo trzymając się poręczy, gdyż nadal kręcił mu sie w głowie, poczuł jakiś ogromny ciężar napierający na jego plecy, a już po chwili leżał z twarzą na podłodze. Przekręcił się z jękiem na plecy i stwierdził, że wpatruje się w niego para czekoladowych tęczówek. Tęczówek przepełnionych ogromnym bólem, niemal żalem, w których malowało się rozdarcie, przepaść. Wystarczyło tylko w ne spojrzeć...
*
Danielle
kręciła nerwowo głową. Pomóc mu, czy uciec. Zdecydowanie, druga
opcja byłab dla NIEj najdogodniejsza. Tak po prostu – stchórzyć,
ominąć go, wybiec. Ale czy dla NIEGO także byłoby to takie
proste? W końcu już ją i tak zauważył.Dan zbliżyła się do leżącego na podłodze chłopaka wyciagając ku niemu dłoń, ale w ostatniej chwili cofnęła ją, podnosząc sę z kucek i pobiegła do drzwi.
*The
greater is the struggle, the more glorious
is
the triumph
– (tłum. z ang: Im cięższa jest walka, tym wspanialsze
zwycięstwo ) kwestia Mendozy z filmu “Cyrk motyli”
**
Narkomani zarzywający heroinę okropnie się drapią, w
szczególności po łydk
Świetny rozdział ^^
OdpowiedzUsuńCzekam na następny ;3
Dzięki :*
UsuńChciałabym tylko wiedzieć kiedy go w końcu napiszę ;)
aww <3 Świetny rozdział, Kisielu xd Zresztą jak zawsze ;)
OdpowiedzUsuńŻyczę DUŻOOO WENY ;)
Pozdrawiam ;)
Oh dziękuję ;)
UsuńTobie też zdecydowanie zyczę duuuużo duuuuuużo weny ;) :***
Lubię Kisiel <3
OdpowiedzUsuńI twoje rozdziały oczywiście :)
Czekam na następne :)
Dziękuję ;**
Usuńja również lubię kisiel xD Ostatnio sobie kupiłam poziomkowy <3
Matko! Ten rozdział był taki... wspaniały? Nie no! Nie umiem znaleźć określenia! Jak go czytałam to przeszły mnie aż dreszcze! To jak to opisałaś było takie realistyczne, że wydawało mi się jakbym była gdzieś obok z tym śnie! Jednym słowem genialny! Czekam na kolejny! I jeszcze jedno! Zostałaś nominowana do Libster Award oraz The Versatile Blogger na naszym blogu! Po szczegóły zapraszam tutaj! :)
OdpowiedzUsuńhttp://whodoyouthinkiamonedirectionstory.blogspot.com/ (zakładka Libster Award i The Versatile Blogger)
Dziękuję :**
UsuńCieszę się, że Ci się podobało ;)
Świetny rozdział, po prostu brak mi słów! Czekam z niecierpliwością na następny i życzę dużo weny!
OdpowiedzUsuńone-direction-wonderful-story.blogspot.com
kimberly-gabrielle-and-one-direction.blogspot.com
Dzięki ;**
UsuńHej, mam prośbę :)
OdpowiedzUsuńCzy mogłabyś informować mnie o nowych rozdziałach tutaj: http://one-direction-wonderful-story.blogspot.com/p/spam-i-powiadomienia.html ?
Z góry dziękuję za zrozumienie ;*
Czekam na nexta!
Spoczko ;)
UsuńSuper . !!!
OdpowiedzUsuńCzekam na następny < 33
http://believedreamforever.blogspot.com/
Dzięki ;)
UsuńFajne opowiadanie :) czekam na następne rozdziały
OdpowiedzUsuńTylko przed wstawieniem musisz jeszcze kilka razy przeczytać bo masz strasznie dużo literówek, bądź zjedzonych literek. Czasami ciężko się połapać jaki to wyraz.
Wpadnij czasem do mnie :)
http://iluzja-by-gizma.blogspot.com/
Dzięki ;)
UsuńTak, wiem, bo brat mi klawiaturę zalał xD